Widziane z oddali (99)
Gdyby siłę łaszczowskiej Korony oceniać na podstawie wyników dotychczasowych sparingów to można by powiedzieć, że zimą powstał zespół, który w rundzie wiosennej nie będzie miał sobie równych. Trzy wygrane: 2:1 z IV ligowcem, 4:1 z drużyną A-Klasową i pogrom mocnego sąsiada z tabeli okręgówki. Dzisiejsze 6:0 Korony ze Spartą Wożuczyn robi wrażenie zważywszy, że przeciwnik dał wcześniej lekcję futbolu juniorom III-ligowej Tomasovii oraz drużynie Orkan Bełżec i nie dał się pokonać w Werbkowicach remisując tam z miejscowym Kryształem. Problem jednak w tym, że wyniki spotkań rozgrywanych w okresie przygotowawczym nie są miarodajne i dopiero w toku rozgrywek okaże się, jak każda z drużyn spędziła ten czas. Rezultaty cieszą jedynie kibiców, z których część może już teraz śnić o potędze wspieranego klubu.
Tym niemniej dla szkoleniowców mecze sparingowe są potrzebne, gdyż pozwalają na przećwiczenie określonych schematów gry. I dlatego sympatyk Sparty upatruje wysoką porażkę swojej ukochanej drużyny z Koroną faktem, że… „trener kazał nam grać na dwa kontakty, a bramki liczyły się tylko z główki”. Być może autor komentarza (Siwy 99) jest piłkarzem Sparty, ale nie wiadomo, dlaczego uchyla rąbka trenerskiej tajemnicy. Piłkę nożną można grać głową, lecz najlepiej jest grać z głową. Wtedy unika się rozczarowań.
W dzisiejszej potyczce na boisku w Turkowicach zwraca uwagę udany powrót do drużyny Marcina Późniaka, który swoją obecność zaznaczył strzeleniem dwóch bramek. Marcin jeszcze niedawno był czołowym snajperem zamojskiej okręgówki. Nie na darmo jego strzelecki talent wzbudził zainteresowanie Huczwy Tyszowce, która świeżo awansowało do IV ligi i zapragnęła mieć w swoich szeregach „zamojskiego Messiego”. Doszło do transferu i nie ma się czemu dziwić, że Marcin zapragnął grać w wyżej klasie, rozwijać swój talent. Wśród kibiców Korony zawrzało i swego dotychczasowego idola odsądzali od czci i wiary. Pomiędzy Łaszczowem a Tyszowcami od dawna już iskrzy i nawet najstarsi ludzie nie pamiętają już, o co właściwie poszło. Tego rodzaju animozje występują też gdzie indziej i są niewytłumaczalne. W każdym bądź razie ku rozpaczy łaszczowian Marcin miał strzelać bramki dla Huczwy. Okazało się jednak, że tyszowieckie powietrze nie było dla niego zdrowe. Szybko zgubił instynkt strzelecki i słuch o nim zaginął. Mówią, że wyjechał za granicę.
Teraz znowu Marcin Późniak biega w trykocie klubu, w którym wcześniej dowiódł, że jest postrachem bramkarzy. To dobra wiadomość dla kibiców Korony, a zła dla przeciwników. Jeśli okaże się, że Marcin odzyska na stałe swoje dawne snajperskie umiejętności to na zamojskich boiskach V-ligi może być wiosnę bardzo ciekawie. W każdym bądź razie trzymam za Marcina kciuki i wierzę, że wielokrotnie sprawi nam wiele radości. Zawodnikowi trzeba też dać odczuć, że jego ponowny angaż nie oznacza powrotu syna marnotrawnego. Transfery to przecież rzecz normalna i Późniak miał pełne prawo wybrać ofertę Huczwy. Ktoś, kto wytknie Marcinowi „zdradę” da dowód, że nie rozumie reguł sportu i niech zajmie się hodowlą gołębi.
Za tydzień KroliK opublikuje zapewne mój jubileuszowy, setny felieton. To już dwa lata staram się przekazywać Wam drodzy Czytelnicy swoje spostrzeżenia i oceny. Mam świadomość, że część opinii jest nietrafna, ale przecież dzieli nas dystans kilkuset kilometrów i swoje uwagi formułuję jedynie na podstawie relacji prasowych, a przede wszystkim tekstów zamieszczanych na stronach internetowych poszczególnych klubów. Dlatego cieszę, że gdy wchodzący na strony pozostawiają swój ślad w postaci komentarzy do tekstów publikowanych przez administratorów. Byle tylko komentarze były pozbawione idiotyzmów i wulgaryzmów. Mam nadzieję, że nadal znajdę chętnych, którzy przeczytają do końca następną setkę tych skromnych felietonów.
Jamcito