Felieton...
Widziane z oddali (38)
Z przyczyn technicznych nie został opublikowany felieton będący podsumowaniem 6 i 7 kolejki rozgrywek. Nie ma zresztą czego żałować, bo każdy kibic swój rozum ma i sam potrafi ocenić jaki jest stan rzeczy. Można się jedynie różnić wnioskami.
Obecnie sytuacja jest taka, że stawce w zamojskiej grupie V ligi przewodzą dwie drużyny: Ostoja Skierbieszów i Kryształ Werbkowice. Jeszcze dwa lata temu ci pierwsi byli na skraju przepaści i ledwie uratowali się przed spadkiem do A klasy, Kryształ zaś był ligowym przeciętniakiem. Dzisiaj jedna z tych drużyn ma realne szanse na awans. Powstała sytuacja nie jest wcale efektem pracy trenerów oraz zawodników, lecz głównie rezultatem trafnych transferów dokonanych za większe niż dotąd klubowe pieniądze. Drużyny obecnego lidera i wicelidera poczyniły bowiem sensowne wzmocnienia i teraz to procentuje. Zarówno Ostoja jak i Kryształ są teraz na fali, ale ostrzegam: droga do awansu jest jeszcze daleka. W piłce nożnej zdarzały się bowiem takie rzeczy, które nie śniły się prorokom. Bywało, że typowany w jesieni kandydat do awansu grał na wiosnę fatalne mecze i roztrwonił cały jesienny dorobek. Mimo że tandem liderów ma na półmetku rozgrywek sporą już przewagę to wszystko może się jeszcze zmienić.
Największe rozczarowanie panuje chyba w Tyszowcach. Wprawdzie strona internetowa Huczwy nie stwarza kibicom możliwości bieżącego komentowania wydarzeń, ale można sądzić, że kibice tej drużyny nie mają powodów do zadowolenia. Statystycznie rzecz ujmując tyszowianie tracą w każdej ligowej kolejce 1 punkt i w efekcie do tandemu liderów rozgrywek tracą już 7 punktów. Nie jest to być może jeszcze sytuacja najtragiczniejsza, definitywnie zamykająca drogę do awansu, lecz wskazuje na istnienie pewnych błędów: może szkoleniowych, może transferowych bądź organizacyjnych. Nie wiem, ale postawa Huczwy jak dotąd rozczarowuje. Drużyna uznawana za murowanego kandydata do awansu, wzmocniona kilkoma dobrymi zawodnikami, po dobrym początku, nagle potraciła punkty, choćby u siebie w meczu z beniaminkiem z Turbina.
Tur Turobin okazał się, póki co, rewelacją rozgrywek. Po niespodziewanym remisie w Tyszowcach rozgromił u siebie łaszczowską Koronę. Wynik 5:1 wskazuje na różnicę klasy, ale nawet sami gospodarze nie ukrywają, że ich okazałe zwycięstwo nie oddaje tego co działo się na boisku. Relacjonujący wydarzenia pisze na klubowej stronie: „Korona natomiast chyba trochę nas zlekceważyła i została za to mocno skarcona. Wysokość porażki była wynikiem olbrzymiej frustracji ich zawodników”. Obiektywizm godny pochwały. Powiem też, że imponuje mi strona internetowa Tura, a w szczególności kultura komentatorów. Tam nie ma śladu tak powszechnego chamstwa. Brawo kibice Tura!!!
Korona nie zgłaszała awansowych aspiracji. Owszem, jest uważana za zespól mocny, mogący wygrać z każdym, ale do faworytów rozgrywek nie należy. Przewidywania znawców potwierdzają się i Korona ma dotąd na koncie cztery zwycięstwa i tyle samo porażek. Można powiedzieć, że drużyna nie znosi kompromisów i nie remisuje. Jednak jak na mój gust drużyna doznaje zbyt wysokich porażek: 3:0 ze słabiutką Spartą, 4:0 z odmłodzoną Unią, 5:1 z beniaminkiem. Owszem, można przegrać, ale nie można tego czynić w sposób kompromitujący. Kibice z Turobina mówią o gwiazdorstwie koroniarzy, lekceważeniu ich drużyny i słusznej za to karze. Nie mnie rozstrzygać, gdzie tkwi przyczyna, że porażki Korony są tak dotkliwe. To problem trenera, który powinien odpowiedzieć sobie na pytanie dlaczego w ciągu jednego tygodnia jego drużyna przegrywa z kretesem mecz z ligowym nowicjuszem, a za kilka dni pokonuje w rozgrywkach Pucharu Polski czołowy zespół IV ligi.
Panowie, trochę więcej szacunku dla siebie i wiernych zespołowi kibicom.